dsc 0251Podczas comiesięcznej Mszy św. sprawowanej w kościele pw. Świętej Anny 10 marca wspominano w sposób szczególny Żołnierzy Wyklętych. Zamiast homilii zebrani wysłuchali prelekcji Grzegorza Karpińskiego na temat Organizacja WiN w Obwodzie Radzyń.

Ponieważ dotychczas brak jest kompleksowego opracowania tego interesującego tematu, poniżej przytaczamy obszerne fragmenty wystąpienia. Warto zaznaczyć, że w Okręgu Lubelskim jednym z najsilniejszych był Inspektorat Radzyń, w skład którego wchodziły trzy obwody: Radzyń, Biała Podlaska i Łuków. Na terenie Inspektoratu Radzyń, na granicy obwodów radzyńskiego i łukowskiego aż do 1982 roku ukrywał się ostatni Żołnierz Wyklęty - działający na styku obwodów łukowskiego i radzyńskiego Antoni Dołęga „Znicz”.

Powstanie WiN-u

Rozwiązanie Armii Krajowej 19 stycznia 1945 roku wprowadziło chaos organizacyjny w pozostających nadal w konspiracji jej strukturach terenowych. Masowy terror organów komunistycznej bezpieki wymuszał na żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego powrót do konspiracji i konieczność kontynuowania walki. W sierpniu 1944 roku sowieci aresztowali komendanta radzyńskiego obwodu AK z okresu okupacji niemieckiej majora Konstantego Witkowskiego „Mullera”, a w styczniu 1945 jego następcę Franciszka Lenarczyka „Bożenę”. Za walkę z niemieckim okupantem komuniści odpłacali się represjami. W sytuacji, gdy organizacje konspiracyjne zostały pozbawione jednolitego przywództwa zaistniała potrzeba zorganizowania szerszej organizacji, z własną strukturą kierowania i planowania, łączności i wywiadu, zaopatrzenia oraz agitacji politycznej. Taką próbą, tworzoną odgórnie, okazało się Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość (a właściwie Ruch Oporu bez Wojny i Dywersji Wolność i Niezawisłość).

WiN bazowało na sprawdzonych wzorcach organizacyjnych Armii Krajowej. W założeniach miało mieć charakter cywilny, lecz w dalszym toku jego funkcjonowania całkowicie przejęło cechy organizacji wywiadowczo-wojskowej. Paradoksem WiN-u jest to, że wielu jego przywódców liczyło na szansę zorganizowania legalnej, cywilnej opozycji, działającej w standardach demokracji z pominięciem działań dywersyjnych, a zostali oni zmuszeni do walki o wolność swego Narodu i własne życie.

Inspektorat Radzyń Zrzeszenia WiN – jeden z najsilniejszych na Lubelszczyźnie

WiN niemal w całości przejął wcześniej funkcjonujący podział na okręgi, inspektoraty, obwody i rejony. W Okręgu Lubelskim jednym z najsilniejszych był Inspektorat Radzyń, w skład którego wchodziły trzy obwody: Radzyń, Biała Podlaska i Łuków. To właśnie żołnierze 34. i 35. pułku piechoty AK stali się zalążkiem antykomunistycznej konspiracji w powiatach bialskim, łukowskim i radzyńskim. W dużej mierze było to możliwe dzięki takim dowódcom jak mjr Jan Szatyński vel Szatowski „Wrzos”, który w okresie poprzedzającym powołanie WiN-u, zachował struktury organizacyjne w obszarze inspektoratu i określił ich zadania już w lutym 1945 roku, a więc na miesiąc po formalnym rozwiązaniu AK.Radzyński Obwód Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość podzielony był w różnych okresach na osiem do dziesięciu rejonów, terytorialnie odpowiadającym ówcześnie funkcjonującym gminom. W poszczególnych wsiach istniały tzw. „placówki”, w których sytuowano lokale konspiracyjne, ośrodki łączności, magazyny broni, itp. W większości rejonów funkcjonowały bojówki w liczbie od kilku do kilkudziesięciu żołnierzy. Praktycznie nie było wsi w powiecie radzyńskim, w której konspiratorzy nie mieliby swojej reprezentacji. Każdy obwód miał swojego komendanta, któremu przysługiwał adiutant, a w niektórych przypadkach zastępca komendanta. W każdym rejonie służbę pełnił komendant rejonu, który dbał o wykonanie wszystkich rozkazów sztabu i w ten sposób „umożliwiał spoistość i harmonię pracy konspiracyjnej”. Praktycznie jedynym komendantem Obwodu WiN Radzyń Podlaski, aż do 1947 roku pozostawał kpt. Leon Sołtysiak „James”. To on między innymi opracował plan i przeprowadził atak na PUBP w Radzyniu w noc sylwestrową 1946 roku, której celem było uwolnienie setki więźniów przetrzymywanych w tym czasie w areszcie na Warszawskiej.

Ostatni Niezłomny – w Inspektoracie Radzyń

Komuniści dwukrotnie wykorzystywali ogłaszaną amnestię do rozbicia konspiracji niepodległościowej. Większość ujawniających się żołnierzy trafiało po kilku dniach, tygodniach do aresztów, gdzie w brutalnych śledztwach obfitujących w najbardziej wyszukane tortury, zmuszani byli do wskazywania innych, pozostających nadal w konspiracji członków. W tej sytuacji wielu ponownie wracało do lasu, a inni w poczuciu nieuchronności swego losu starali się zmienić tożsamość i opuszczali swe rodzinne siedziby. Tym bardziej należy docenić ich niezłomność i determinację, z jaką ścierali się z olbrzymią machiną komunistycznej bezpieki. Postacie najważniejszych dowódców drugiej konspiracji mają swoich odpowiedników w ostatniej rubieży niepodległości, jaką były sioła i lasy Lubelszczyzny i Podlasia. 21 marca 1963 zginął pod Piaskami Józef Franczak „Lalek”, ale nie był on ostatnim Wyklętym, bowiem aż do 1982 roku ukrywał się działający na styku obwodów łukowskiego i radzyńskiego Antoni Dołęga „Znicz”. To właśnie ten długi czas wystawia najlepsze świadectwo lokalnym społecznościom, które zdołały utrzymać w tajemnicy przed władzami miejsce ukrycia obu żołnierzy wyklętych. Jeśli porównamy skalę zaangażowania społeczeństwa polskiego w działalność konspiracyjną, to w okresie okupacji niemieckiej było to od 300 do 500 tysięcy zaprzysiężonych żołnierzy. Stanowiło to ok 1 do 1,5 % ludności naszego kraju. Po powstaniu warszawskim i wejściu sowietów liczba ta zredukowała się do kilkudziesięciu tysięcy. Tym bardziej winniśmy docenić tę nieprzejednaną postawę, bowiem zdecydowana większość wolała w milczeniu pozwolić się ponownie zniewolić za cenę namiastki państwa polskiego.

Bardzo ważny aspekt stanowiła działalność informacyjna lokalnych struktur WiN-u. Szczególne nasilenie kolportażu ulotek i druków ulotnych miało miejsce w czasie sfałszowanego referendum 1946 i wyborów do sejmu w 1947 roku. Poprzez nasłuch radiowy i tworzenie na jego podstawie ulotek omawiających bieżące wydarzenia w kraju i za granicą starano się zwalczać czerwoną propagandę.

Kobieta Niezłomna – Maria Płachta

Z uwagi na planowany kadrowy charakter WiN-u, rozwiązaniu uległy Wojskowa Służba Ochrony Powstania oraz Wojskowa Służba Kobiet. Tylko część struktur tych organizacji pozostała w gestii Komendantów Obwodów, co nie oznacza, że zmarginalizowano rolę kobiet w konspiracji, bowiem nadal pełniły one ważne funkcje w systemie łączności, wywiadu, służbie medycznej itp. W tym miejscu wypada przywołać postać Marii Płachty, która jako pracownica PUBP w Radzyniu informowała wywiad winowski o działalności agenturalnej, planowanych aresztowaniach i akcjach bezpieki wymierzonych w podziemie niepodległościowe. Dopiero aresztowanie sztabu obwodu doprowadziło do jej dekonspiracji i skutkowało wieloletnim więzieniem w bydgoskim Fordonie – najcięższym zakładzie karnym dla kobiet, o którego piekle opowiadała wielokrotnie nieodżałowana profesor Barbara Otwinowska.

„Byli ziarnem, z którego wyrósł łan wolnej Polski”

Bardzo istotną z punktu widzenia operacyjnego rolę pełnili komendanci bojówek. Gdy istniał obóz leśny w lasach turtowsko-kąkolewnickich, a wraz z sukcesami bezpieki przybywało spalonych członków organizacji, którzy tylko w ten sposób mogli szukać schronienia i okazji do dalszej walki, komendant pełnił rolę liniowego dowódcy wszystkich oddziałów dywersyjnych w powiecie. Zabezpieczał miejsca koncentracji bojówek, prowadził rozpoznanie bojowe w terenie, w porozumieniu z Komendantem Obwodu organizował zasadzki i inne działania operacyjne. Podlegał tylko Komendantowi Obwodu. Jego zadaniem było także przygotowanie wykonania wszystkich wyroków śmierci i innych aktów dywersji. Bez jego zgody nie można było przeprowadzić takiej akcji, a w sytuacji wyższej konieczności prowadził wewnętrzne dochodzenie, które miało wyjaśnić wszelkie okoliczności obciążające egzekutora. Samowola była karana.

Ubecy próbowali zdyskredytować podziemie poprzez wysyłanie w teren tzw. oddziałów pozorowanych, udających żołnierzy WiN i NSZ, a dopuszczających się aktów bandytyzmu na ludności cywilnej, sympatyzującej z żołnierzami wyklętymi. Często sympatie te były okupione daniną krwi, bowiem mało kto dziś przypuszcza, że komuniści w powojennej rzeczywistości pacyfikowali polskie wsie na równi z Niemcami. Przykładem niech będzie Bochotnica i kazimierska krwawa środa.

Analizując dokumenty Powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego można wnioskować, iż brutalny terror, propaganda w społeczeństwie dyskredytująca sens dalszej walki, bierność Zachodu oraz zmęczenie wojną i chęć stabilizacji sytuacji politycznej i gospodarczej w kraju, prowadziły do pacyfikowania nastrojów społecznych i wygaszania ognisk oporu. Ujawniający się żołnierze byli łamani w brutalnych śledztwach i zmuszani do współpracy z sowieckimi sługusami za cenę własnego życia, a niejednokrotnie życia i wolności rodziny. Złudnej wolności, jak dowiodły tego kolejne lata.

Ci, którzy trwali w oporze, bywają nawet dziś dyskredytowani. W PRL-u prawda była koncesjonowana, a monopol na nią miała komunistyczna propaganda, tworzona na potrzeby rządzącej w imieniu Kremla agentury. Literatura, prasa, film, szkoła skutecznie odwracały role i obrzydzały społeczeństwu prawdziwych bohaterów, hołubiąc rzeczywistych zaprzańców i morderców. Prawdę o żołnierzach Najjaśniejszej Rzeczypospolitej pragnęli zakłamać, wykląć i zgładzić. Chcieli ich zakopać, nie wiedzieli tylko, że są ziarnem, z którego wyrósł łan wolnej Polski.

Cześć i chwała Bohaterom!

Grzegorz Karpiński

DSC_0214
DSC_0222
DSC_0225
DSC_0227
DSC_0230
DSC_0232
DSC_0236
DSC_0243
DSC_0247
DSC_0249
DSC_0250
DSC_0251