Dni Radzynia uświetniła obecność stowarzyszeń odtwórstwa historycznego. W niedzielne popołudnie 22 lipca w parku rozbili swoje obozowiska radzyńscy łucznicy ze Stowarzyszenia Łucznictwa Tradycyjnego oraz jegomościowie z Chorągwi Wojska Staropolskiego Ziemi Lubelskiej. - Nasza działalność to nie tylko sport, rozrywka. Przywdziewając historyczne stroje, przywołujemy dziedzictwo przeszłości - mówi prezes radzyńskich łuczników Jacek Siudaj.
Pokazujemy, jak to dawniej było
Pierwsze gromadziło zainteresowanych opanowaniem arkanów łucznictwa. Chętni do spróbowania swoich sił w tej dyscyplinie sportu gromadzili się licznie na stanowiskach łuczniczych. Nie liczył się tu wiek ani płeć – wśród adeptów łucznictwa nie zabrakło białogłów, nawet kilkuletnich. Pod czujnym okiem doświadczonego instruktora trafienie do tarczy okazało się nie takie trudne.
Radzyńskie Stowarzyszenie jest bardzo młode i na razie składa się z 5 osób, ale za to działa bardzo prężne – nie tylko ćwiczy, uczestniczy w pokazach, turniejach, ale również organizuje imprezy. Przypomnijmy, że 7 lipca w Radzyniu odbył się I Turniej Łucznictwa Tradycyjnego o Puchar Białego Niedźwiedzia. Była to V Runda Łuczniczej Ligi Wschód. Do zawodów stanęło 40 łuczników z województw: lubelskiego, mazowieckiego, warmińsko-mazurskiego i podkarpackiego. - Była to duża impreza, goście byli zachwyceni miastem, parkiem, naszymi zabytkami – wspomina prezes Stowarzyszenia Jacek Siudaj. - Ale nasza działalność to nie tylko sport. Przywdziewając historyczne stroje, przywołujemy dziedzictwo przeszłości, odwołujemy się do wczesnego średniowiecza oraz epoki wojen kozackich w XVII wieku. Chodzi nam o to, żeby pokazać, jak to dawniej było – dodaje prezes radzyńskich łuczników. I jeszcze jeden aspekt: - Nasze zajęcia związane z łucznictwem i ogólniej z rekonstrukcją historyczną to odskocznia od normalnego, codziennego życia, możliwość popatrzenia na nie z dystansu.
Historia nauczycielką życia
Robert Karpiński nie jest członkiem Stowarzyszenia, choć jest z nim zaprzyjaźniony. Na imprezę przywiodło go umiłowanie historii. Odkąd pamięta, czytał książki historyczne, dotyczące różnych epok. Efektem było m.in. zainteresowanie militariami. Mówi ze znawstwem i pasją o różnych elementach uzbrojenia – także o łukach i szablach. - W Polsce przebiegały szlaki ze wschodu na zachód, krzyżowały się tu tradycje wschodnie i zachodnie, co widać także w uzbrojeniu. Polacy używali broni, która się sprawdzała, i ją po swojemu modyfikowali, czego przykładem może być batorówka. - Historia to dla niego również "nauczycielka życia". - Warto się interesować historią, bo można z niej wyciągać wnioski – widzieliśmy w naszych dziejach, jak zgoda buduje, niezgoda rujnuje...
Podpatrzeć Wołodyjowskiego
Duże zainteresowanie radzynian wzbudzało stanowisko Chorągwi Wojska Staropolskiego Ziemi Lubelskiej. Członkowie Stowarzyszenia przywieźli ze sobą kolekcję szabel oraz uzbrojenia ochronnego – pancerze i szyszaki. Uwagę przyciągały również barwne s troje szlacheckie, można było dokładnie obejrzeć kontusze i żupany, pasy słuckie oraz czapki ozdobione futrem i ptasimi piórami. Panowie szlachta prezentowali również swoje umiejętności strzeleckie i szermiercze - publiczność mogła oglądać zapierające dech w piersi pojedynki na szable. Na szczęście krew się nie polała, choć obficie lał się pot, bo walczono z wielki zaangażowaniem w upale – niektórzy w kontuszach i czapkach na głowach.
Członkowie Chorągwi chętnie dzielili się swoją wiedza historyczną. Także pojedynki poprzedzone były wprowadzeniem wyjaśniającym arkany walki. Z barwnej opowieści prezesa stowarzyszenia Marcina Hetmana wynikało, że przygody opisywanych przez Sienkiewicza w Trylogii zabijaków - rannych od szabli pana Andrzeja Kmicica czy Bohuna są prawdopodobne, bo z tego typu ran często można się było wylizać. Dodać należy, że sceneria pojedynków – północna elewacja Pałacu Potockich - nadawała wydarzeniu szczególną atmosferę.
Pasja i misja
Stowarzyszenie Chorągiew Wojska Staropolskiego Ziemi Lubelskiej jest młode – powstało w 2016 roku, ale działa prężnie. Należą do niej pasjonaci historii, reprezentujący różne środowiska i zawody. Są wśród nich i zawodowy historyk, i uczeń, prawnik, agent ubezpieczeniowy, ochroniarz, kierowca, a nawet ksiądz. Są w tym gronie również kobiety, które świetnie sobie radzą też... w pojedynkach na szable. Członkowie zdążyli już zgromadzić spory arsenał używany przez jazdę polską od XVI do XVIII wieku, systematycznie ćwiczą fechtunek i regularnie uczestniczą w imprezach, gdzie mogą zaprezentować swe umiejętności, ale również - podzielić się swoją wiedzą historyczną. - Nasze hobby traktujemy jako odskocznię od codzienności, ale również jako misję popularyzowania dziejów Polski. Chcemy, by Polacy byli dumni ze swej historii, bo jest ona piękna i wspaniała. Przez ponad 1000 lat doświadczyliśmy wszystkiego: byliśmy potęgą, jednym z najbogatszych państw w Europie, przeszliśmy przez tragedię rozbiorów... Ponadto trzeba z historii wyciągać wnioski.
Marcin Hetman specjalizuje się w lekcjach żywej historii. - Wiem, że jak się coś pokaże, ludzie będą mogli tego dotknąć, zobaczyć na własne oczy, to łatwiej to zapamiętają niż po wysłuchaniu wykładu. - Uważa, że w ostatnich latach z wiedzą historyczną jest coraz lepiej: - Były czasy, gdy na widok moich kolegów w zbrojach husarzy, ludzie mówili: "O, Indianie jadą". Do te go stopnia była ta wiedza zapomniana, stłamszona.
Chorągiew Wojska Staropolskiego Ziemi Lubelskiej, której szczególnymi patronami są Firlejowie, regularnie bywa na takich imprezach jak majówka w Janowcu czy Jarmark Firlejowski w Dąbrowicy. Prezes Marcin Hetman deklaruje, że członkowie stowarzyszenia chętnie będą gościli również w Radzyniu.