dsc 400930 sierpnia, w sali kameralnej Radzyńskiego Ośrodka Kultury odbyło się spotkanie z Katarzyną Łozą. Jego tematem była książka podróżniczki pt. „Ukraina. Soroczka i kiszone arbuzy”. Autorka, w rozmowie z Robertem Mazurkiem oraz odpowiadając na pytania publiczności, przybliżyła wszystkim historię i kulturę oraz aktualną sytuację u naszego wschodniego sąsiada.

W Ukrainie znalazła się przypadkiem. Jako studentka I roku etnologii w 1997 r. odbyła swoją pierwszą podróż zagraniczną – wyjechała z dwojgiem przyjaciół z roku w Karpaty wschodnie. Była zainteresowana Ukrainą ze względu na to, że na wschodzie zachowało się wiele z tradycyjnej kultury, społeczeństwo jest wielonarodowościowe, wielokulturowe i różnorodne pod względem religijnym. Ta różnorodność pociągała ją, intrygowała. Ukraina była młodym państwem, oddzieliła się od ZSRR, budowała państwo niepodległe. Było w niej coś, co ją zauroczyło, kazało wracać, poznawać kraj coraz głębiej. No i było coś jeszcze, a raczej ktoś – tam znalazła miłość swego życia, przyszłego męża. W 2004 r. zamieszkała na stałe we Lwowie. Wiele osób dziwi ta decyzja, bo kierunek zmiany miejsca zamieszkania częściej jest na zachód.

– Nie było to proste, mąż zarabiał 100 dolarów, a mieszkanie kosztowało 120. Podnajmowaliśmy jeden pokój, sami mieszkaliśmy w pokoju przechodnim – wspominała Katarzyna Łoza. Od tamtego czasu Ukraina się zmieniła. – Trudno powiedzieć, czy w Ukrainie żyje się gorzej niż w Polsce, na pewno są większe dysproporcje społeczne: wielu Ukraińców żyje poniżej granicy nędzy, ale jest też wielu bajecznie bogatych, bogatszych niż najbogatsi w Polsce. Jakość poziomu życia zależy, od tego, do której grupy należymy, jak dajemy sobie radę, gdzie żyjemy. Wiele sfer lepiej funkcjonuje, np. służba zdrowia – nie ma tam kolejek do lekarzy.

Soroczka i kiszone arbuzy

W tytule książki znalazły się dwa określenia: jedno niezrozumiałe (soroczka), drugie trochę dla nas dziwne (kiszone arbuzy). – Tytułowa „soroczka” to haftowana koszula – w odmianach męskiej i damskiej. Nie jest to typowy strój ludowy, bo służy podkreślaniu tożsamości narodowej. Ukraińcy ubierają się w soroczki na uroczystości państwowe, wydarzenia społeczne, rodzinne – wyjaśniała autorka książki.
Kiszenie jest bardzo popularną formą przechowywania warzyw. – Tam kisi się wszystko: kapustę, ogórki (kiszony ogórek ma nawet swój pomnik), bakłażany, marchewkę, czosnek, kapustę w buraczkach, no i... arbuzy. To wszystko można kupić na bazarze we Lwowie. Uprawa arbuzów jest charakterystyczna dla południa Ukrainy, szczególnie w okolicach Chersonia. Arbuzów jest tak dużo, że nie są w stanie ich przejeść, dlatego przerabiają w różny sposób: grillują, robią powidła ze skórek czy „miód arbuzowy” – zagęszczony sok. – Najlepsze kiszone arbuzy są w Chersoniu. Teraz teren ten jest okupowany przez Rosjan, ale Ukraińcy zapowiadają odbicie miasta. Zbiór arbuzów jest w październiku, więc może do tego czasu Chersoń zostanie wyzwolony – wyraziła nadzieję Katarzyna Łoza.

Jeśli chodzi o tradycyjne potrawy, popularne także w Polsce to Katarzyna Łoza na dłużej zatrzymała się przy barszczu ukraińskim i pierogach ruskich, które od kilku miesięcy pojawiają się w sklepach pod nazwą pierogi ukraińskie.
Barszcz ukraiński to materiał na odrębne spotkanie, ponieważ to nie tylko danie, lecz zjawisko kulturowe. Barszcz jest potrawą wspólną dla terenu całego kraju, jednoczy Ukraińców, ale może występować w wielu wersjach: od najprostszej do bardzo wykwintnej, zależy to od bazy (na mięsie, rybach, grzybach) i użytych warzyw (oprócz podstawowych mogą być użyte bakłażany, gruszki, śliwki, kabaczki, papryka). Barszcz jest improwizacją jak jazz – podsumowała Katarzyna Łoza. UNESCO wpisała barszcz na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego świata jako potrawę ukraińską, ale wcześniej odbywała się ostra rywalizacja z Rosją. W telewizji powstał kilkunastoodcinkowy serial, w którym kucharz-celebryta jeździ po Ukrainie i gotuje barszcz.

– Pierogi ruskie – to są pierogi ukraińskie, bo Ruś i Ukraina to równoprawne nazwy, ponieważ Ruś to dawne ukraińskie ziemie Rzeczpospolitej – wyjaśniła prelegentka. Autorka książki „Ukraina. Soroczka i kiszone arbuzy” wskazała też inne charakterystyczne dla Ukrainy zjawiska kulturowe. Jedno z nich wiąże się ze słowem „porobiony”.
Ukraińcy lubują się w ezoteryce, mają swe wróżki jak my swoich lekarzy, są specjalne show w telewizji poświęcone tej tematyce. Obecnie popularne są „proroctwa” dotyczące wojny – wróżki , osoby paranormalne, wśród nich celebryci, przedstawiają swoje prognozy. Z działalnością wróżek wiążę się zwrot „mieć porobione”. Nieco przypomina polskie „mieć przechlapane”. „Ma porobione” ktoś, na kogo wróżka za pomocą swoich rytuałów rzuciła urok i z tego powodu komuś zaczyna źle się wieść. Taki stan można odmienić idąc do innej wróżki, żeby urok odczyniła...

Inny charakterystyczny zwrot „wprowadzić się do czyjegoś życia” oznacza kupno mieszkania z rzeczami po poprzednich właścicielach – z meblami, ubraniami i innymi przedmiotami stanowiącymi całą historię rodzinną. Ma to swe źródło w tym, że za ZSRR panowała bieda i nic się nie wyrzucało, rzeczy były gromadzone przez dziesięciolecia. Obecnie sytuacja się zmienia, społeczeństwo się bogaci, mieszkania wynajmuje się po remoncie.

Wojna

W rozmowie, jaka się nawiązała między prelegentką a publicznością, nie mogło zabraknąć tematu wojny. – Wybuch wojny nie był to dla nas zaskoczeniem, od dłuższego czasu trwało napięcie, ale zaskoczyła nas skala inwazji. Nawet w najczarniejszych scenariuszach nikt nie przewidywał takiej skali agresji – spodziewaliśmy się co najwyżej ataku na Kijów, ale nie tego, że zaatakowane zostaną wszystkie obwody ukraińskie, łącznie ze Lwowem. Byliśmy zaskoczeni, zszokowani, panował chaos. Wiele osób zdecydowało się na wyjazd z kraju, na granicy były 30-kilometrowe kolejki. Po kilku tygodniach siedzenia w zamknięciu, ludzie wyszli z domów, życie zaczęło wracać na ulice, są pootwierane kawiarnie i restauracje. Obecnie życie we Lwowie toczy się prawie normalnie. We Lwowie jest w miarę spokojnie i bezpiecznie, ostrzały są rzadkie, dotyczą głównie infrastruktury, a nie osiedli mieszkalnych. Za to jest wielu – bo ok. 200 tys. uchodźców wewnętrznych. Na ulicach słychać język rosyjski, czego wcześniej nie było. Lwowianie ostro na to reagują: – Skoro was przyjęliśmy i gościmy, to w ramach wdzięczności powinniście okazać gest dobrej woli i mówić po ukraińsku – twierdzą.
Problem używania języka ukraińskiego i rosyjskiego na terenie Ukrainy jest głębszy i bardzo złożony – tak jak stosunki narodowościowe. Leonid Kuczma napisał książkę pod znamiennym tytułem: „Ukraina to nie Rosja”. Język rosyjski jest w Ukrainie językiem obcym, nie ma statusu języka oficjalnego, ale dla części mieszkańców Ukrainy to język domowy. – Tereny wschodniej Ukrainy położone za Zbruczem były rusyfikowane od bardzo dawna, język ukraiński był marginalizowany, nawet zabroniony. W 1876 r. wyszedł ukaz emski, który zabraniał używania, wydawania publikacji, występów publicznych w języku ukraińskim. W tym czasie na terenie Królestwa Polskiego wydawany był Sienkiewicz, Orzeszkowa, Prus – najważniejsze dzieła narodowe – wyjaśniała Katarzyna Łoza. – W ZSRR środowisko rosyjskojęzyczne było promowane, dla osób rosyjskojęzycznych był zarezerwowany awans społeczny. Podziały dotyczące dominacji języków rosyjskiego i ukraińskiego przebiegają na linii wschód-zachód, ale także miasto-wieś. Wschód i miasta są bardziej zrusyfikowane. Pod wpływem wojny zmieniają się sympatie – zdarzają się przejścia z rosyjskiego na ukraiński, choć nie jest to zjawisko masowe.
V kolumna i wojna informacyjna

Zapytana o V kolumnę, odpowiedziała, że rosyjska siatka szpiegów i dywersantów działa w Ukrainie, szczególnie na wschodzie. Rosjanie ją budowali i sądzili, że dzięki temu będą mogli kraj szybciej opanować. Jednak okazała się słabsza niż się Rosjanie spodziewali z powodu wszechobecnej w Ukrainie korupcji, która w tym przypadku okazała się sprzymierzeńcem: większość pieniędzy wpompowywanych w rozbudowę V kolumny gdzieś po drodze się upłynniła. Specyfika współczesnych wojen polega na tym, że obok walki na froncie jest walka informacyjna. Ukraińcy wygrywają wojnę w mediach, Internecie. Rosyjska propaganda jest prostacka, prymitywna, łatwa do zdemaskowania. Ukraińskie władze państwowe, włącznie z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim i naczelnym dowództwem pozwalają sobie na luz i żarty. Taka postawa pomaga rozluźnić sytuację i atmosferę, dać nadzieję. Prezydent doskonale się odnalazł w roli, przydało mu się doświadczenie aktorskie. Nie opuścił kraju, jest niezwykle aktywny na arenie międzynarodowej, jeździ po kraju, w mediach wydaje cotygodniowe oświadczenia. Wcześniej poparcie mu spadało, teraz wystrzeliło w górę.
Na „Radzyńskie Spotkania z Podróżnikami” zaprosił Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek oraz Starosta Radzyński Szczepan Niebrzegowski, a także organizatorzy: Radzyński Ośrodek Kultury i działające przy nim Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik”. Sponsorami wydarzenia byli: firma drGerard, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych oraz Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Radzyniu Podlaskim. Patronat nad spotkaniem objął ogólnopolski miesięcznik „Poznaj Świat”, portal Kocham Radzyń Podlaski, Telewizja Radzyń, Biuletyn Informacyjny Miasta Radzyń i Informator Powiatowy.

Więcej informacji o wydarzeniu dostępnych jest na http://www.podroznik-radzyn.pl/podroznicy/163-katarzyna-loza.html